Charakter
Wiesz jak to jest nienawidzić swoich rodziców? Patrzysz na zdjęcie swojego ojca i wzbiera w Tobie wściekłość. Widzisz go na żywo i masz zamiar zamordować go najprostszym zaklęciem, albo przynajmniej przywalić mu w twarz. Jeśli nie masz pojęcia o czym mówię, to nie komentuj. Nie mów, że jestem niewdzięczna, bo nadaję na ,,ukochanego tatusia“. Bo nie wracam do domu. Bo znowu przyprowadzają mnie służby porządkowe gdy plątam się po ulicy zamiast do niego wrócić. Po raz kolejny uciekam. Po raz kolejny okazuję się być wyrodną córką, gdy na pytanie o adres zamieszkania podaję mugolski dworzec autobusowy. A gdy przychodzi po mnie na komisariat mówię co o nim myślę używając słów głównie niecenzuralnych, po czym trzaskam drzwiami i wychodzę. Już od dawna potrafię radzić sobie sypiając na ulicy. Wolę to, niż oglądanie jego zapijaczonej mordy, wleczenie go do domu i obrywanie podczas jego ataków agresji.
,,A matka? Nie broni Cię?" Ile razy to słyszałam. Ale jej nawet nie ma. Uciekła przed tym pieprzonym alkoholikiem gdy miałam kilka miesięcy. Podobno o mnie walczyła, ale on nie pozwolił jej mnie zabrać. Nie wierzę w to. To ona była czarownicą. Mogła go machnięciem różdżki wyrzucić przez okno. Nikt przecież by jej nic nie udowodnił. A już na pewno nie zrobiłby tego mugol.
Umiem żebrać i kraść. Robiłam to dawniej, nawet na początkach mojej szkolnej kariery. Ale teraz tego nie praktykuję. Jedynie czasem zdarza mi się podwędzić jakiś składnik ze szkolnego schowka, albo eliksir ze skrzydła szpitalnego. Ale nigdy nic, co byłoby cenne w jakikolwiek sposób. Fakt, opinia, którą wyrobiłam sobie w kolegium nie jest zbyt dobra. Są tacy, co we mnie wierzą, ale są też i ci, którzy wciąż obwiniają mnie o każdy zaginiony w okolicy przedmiot.
Jeśli jestem w szkole staram się panować nad sobą. Owszem, miewam wybuchy agresji. Wtedy rzucam wszystkim, co mam pod ręką, kopię rozstawione naokoło przedmioty i rzucam zaklęciami. Ale to robię tylko w samotności. W towarzystwie wolę unikać konfliktów nawet kosztem własnego dobra i godności. By nie wszczynać awantur potrafię nawet przyznać się do rzeczy, których nie popełniłam. Czasem robię przez to za kozła ofiarnego. Jakbym była przyzwyczajona do doznawania krzywd. Nie zawsze taka byłam. Dawniej byłam główną prowodyrką wszelakich bijatyk. Teraz staram się naprawić krążące na mój temat negatywne pogłoski. Zdaniem niektórych profesorów wycofałam się aż zbytnio. Fakt, nie otaczam się na każdej przerwie kilkudziesięcioma osobami, a ograniczam się do kilku takich, przy których mogę poczuć się bezpieczniej.
Choć wciąż niejednej nocy zrywam się z krzykami z łóżka, to tu jest mój dom. W Longbourne nie muszę walczyć o swoje i co dzień rozmyślać, gdzie spędzę noc. Poza tym jest tu ciepło i mam co jeść. Nie potrzebuję ubrań z najdroższych sklepów. To mi wystarcza.
Aparycja
Chciałabym zacząć od włosów, ale nie wiem jak mam określić ich kolor. To zależy od światła. Wieczorem wydają się być niemale brązowe, ale gdy tylko wzejdzie słońce od razu widać, że są jak... Słoma. Tak, słoma to dobre określenie. To jedyne zastrzeżenie, które mam do swojego wyglądu.
Mam niebieskie oczy, nie za duży nos i wydatne usta. Nic nadzwyczajnego. Nie czuję się szczególnie piękna, bo nie mam do tego powodów. Ale nie muszę nakładać tony makijażu.
Sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu to wystarczająco jak na kobietę. Przecież przedstawicielka płci pięknej musi być niższa od towarzyszącego jej mężczyzny. To wygląda naturalnie.
Z doborem ubrań nie mam problemu. Niezależnie od pory roku zakładam wciąż te same trampki na zmianę - szare lub czerwone, zależnie od nastroju. Mam je już trzy lata, ale wciąż trzymają się na nogach i nie zamieniłabym ich na żadne, nawet najwygodniejsze szpilki. Zakładam zbyt luźne bluzy lub topy i spodnie z obniżonym krokiem. Kiedyś, gdy już będę prawniczką, to może zacznę się ubierać elegancko. Ale jak na razie niemamku temu powodów.
Więzy rodzinne
Rodzina? Jasne, mogę opisać. Tylko co?
Matki nie znam. Nie wiem jak miała na imię ani jak się nazywała. Uciekła od ojca pozostawiając mnie z nim gdy miałam kilka miesięcy. Była czarownicą,tyle wiem. Podobno to po niej odziedziczyłam zdolności i to jedyna rzecz, za którą mogę być jej wdzięczna. Gdyby nie to, to i ja nie miałabym szansy nigdy wydostać się z domu. Kiedyś ją znajdę i wygarnę jej jak bardzo zniszczyła mi życie. Mam po niej pamiątkę - srebrną bransoletkę z moim imieniem i wygrawerowaną od spodu datą urodzenia. Noszę ją zawsze przy sobie, bo liczę, że kiedyś spotkamy się na ulicy i ona pozna mnie właśnie po tym.
Ojciec jest znienawidzonym przez cały świat alkoholikiem. Pozostawiony przez narzeczoną i rodzinę stary awanturnik. Bezrobotny mugol żerujący na zasiłkach i tym, co dostanie od innych. Chyba nigdy nie zarobił nic własną pracą, a przynajmniej ja tego nie pamiętam. Choć nigdy nie odważyłam się wypowiedzieć tego na głos czasem myślę, że lepiej by było gdyby zapił się i zdechł pod jakimś płotem zostawiając mnie w spokoju. Wtedy żyłoby mi się prościej.
O reszcie nie mam zielonego pojęcia. Skoro nigdy nie zainteresowali się tym jak żyje się mnie i ojcu, ja też nie czuję potrzeby, by się z nimi kontaktować. Pewnie mam jakichś dziadków i babcie, jasne. Kto ich nie ma? To w końcu naturalna kolej rzeczy, że każdy musi się skądś wziąć.
Biografia
Nie wiem, czy lubię dzień, w którym się urodziłam. Czasem go przeklinam. Może gdyby moje narodziny przypadły na inną datę, to i moje losy potoczyłyby się inaczej?
Gdy miałam kilka miesięcy matka uciekła od ojca, pozostawiając mnie wraz z nim. Sprawiając, że moje życie przemieniło się w koszmar. Ciekawe, czy myśli o mnie przez te wszystkie lata.
Ojciec od początku wyładowywał na mnie jego pijacką agresję. Nie pamiętam, czy w ciągu pierwszych lat mego życia był dzień, w którym nie miałam choć jednego siniaka. Gdy miałam trzy lata tato zaczął wystawiać mnie na ulicę, żebym przynosiła mu pieniądze od dobrych ludzi, którzy zlitują się nad małą, biedną dziewczynką. Chciałabym poznać ich wszystkich i teraz za to przeprosić. Bo jakby na to nie patrzyć, to były moje pierwsze kradzieże. Cztery lata później spędziłam pierwszą noc na ulicy. Do dzisiaj pamiętam, że opiekun wyrzucił mnie z domu tylko dlatego, że zachowywałam się jego zdaniem zbyt głośno. Potem przekonałam się, że potrafię radzić sobie sama. Uciekałam nawet na kilka dni, spędzając ten czas z poznanymi bezdomnymi. Nadal z resztą to robię, gdy tylko muszę opuścić budynek szkoły. Raz na jakiś czas łapie mnie policja, wtedy na komisariacie czekam aż ojciec wytrzeźwieje i zjawi się po mnie, i wytłumaczy, że to bunt młodzieńczy. Ale potem nie jest już aż taki wyrozumiały.
Wyjazd do kolegium był dla mnie prawdziwym wybawieniem. Choć początkowo miałam problemy z zaklimatyzowaniem się i pojawiały się problemy wynikające z mojego zachowania, którego nauczyłam się w domu, teraz jest już dobrze. Raz na jakiś czas jedynie dam namówić się na jakiś niegroźny, choć niezgodny z regulaminem wybryk. Skupiam się na nauce, by kiedyś zostać prawnikiem z prawdziwego zdarzenia.