Charakter
Dziewczę, które całe życie spędziło czytając, nie może być normalne, prawda? Jestem artystką. Moja rodzina o to zadbała. Czy to fortepian, poezja, deklamacja, malarstwo czy śpiew, nic nie było mi obce. Nadal nie jest. Magię samą w sobie traktuję jako środek dojścia do celu niż cel sam w sobie, mogłabym bez niej żyć. Jestem uparta, leniwa, dwulicowa i ceniąca sobie samotną lekturę bardziej niż towarzystwo ludzi. Bywa. Niewarto mnie poznawać, można się tylko zawieść. Aktualnie dążę do poznania jak największej ilości języków, by móc czytać i pisać na więcej sposobów. Czyż to nie szalona idea? Jednak jak najbardziej realna. Ja jestem w stanie zrobić wszystko.
"Jak już coś robić, to robić to porządnie"
Tak brzmi moje motto życiowe. Do Ameryki przybyłam się uczyć, zostawiając rodzinną Warszawę daleko za sobą. Lubię zaczytywać się w filozofach, sama prowadzę "magiczny zeszycik na cytaty". Moim zdaniem, niektóre zdania tam zapisane przeze mnie fioletowym tuszem, mają w sobie więcej mocy niż niejedno zaklęcie. Słowa mają ogromną moc, jedne większą, drugie mniejszą, a ja postawiłam sobie za zadanie znaleźć te wypowiedzi, które zdolne są zmieniać rzeczywistość, mimo, iż zostały napisane np. przez mugolaka. Pismo jest najwyższą formą magii. Metafora najlepszym zaklęciem. Jestem o tym przekonana! Pamiętam, jak dziadek opowiadał mi o wielkich pisarzach, siedząc na dywanie z kubkiem herbaty w ręku na tyłach jego antykwariatu. Wtedy odkryłam jak ważne są słowa. Potem babcia wsadziła mi pędzel w rękę i pokazała, jak malować. Często w trakcie jej transów zdarzało się jej malować. Obrazy, jakie powstawały spod jej ręki były jednymi, z najpiękniejszych przepowiedni, jakie widziałam. Czasem strasznych, ale wciąż pięknych. Chcieli mi otworzyć oczy na sztukę, myślę, że im się udało.
Aparycja
Jasna cera kontrastuje z kruczoczarnymi włosami. Jestem kontrastem sama w sobie, troszkę to smutne. Wolałabym się wtopić w ten szary świat, szarych ludzi. Oczy mam brązowe, w kolorze błota. Zawsze je tak określałam, mimo, że wszyscy inni nazywali je "czekoladowymi". Jak szukają czekolady, to u Wedla, a nie w moich tęczówkach, idioci. Posiadając 174 wzrostu zazwyczaj przewyższam innych, moja smukła sylwetka potęguje to wrażenie. Lubię patrzeć na ludzi z góry, jestem do tego przyzwyczajona. Dopiero ostatnio zaczęłam spotykać wyższych ode mnie, co mnie przyprawiło o irytację. Włosy zazwyczaj spinam, ubieram się wyłącznie na czarno. Upodobałam sobie szczególnie czarne dżinsy i sweter z golfem. Ze względu na to, iż uczyłam się także w szkole baletowej, mam specyficzny sposób poruszania się, przez niektórych określany jako "lekki" i "elegancki". Ludzi, z jakiegoś dziwnego powodu lubią mnie opisywać, wstawiać do swoich wierszy, opowiadań, książek, nazywają mnie ich muzą. W każdym razie tak było w Warszawie, kiedy otaczała mnie śmietanka młodych pisarzy i poetów.
Makijażu ostatnio nie używam, czasem może tusz do rzęs, tyle jest w porządku. Nie lubie za bardzo swojego wyglądu, wolałabym być krąglejsza, niższa. Takie dziewczyny bardziej podobają się chłopakom, przynajmniej tak sądzę. I nawet nie chodzi o to, że chciałabym się podobać. Po prostu mniej bym się wyróżniała.
Więzy rodzinne
Całą rodzinę pozostawiłam w Polsce. Składa się na nią moja babcia Apolonia i dziadek Feliks, osoby które mnie wychowały w przedwojennej kamienicy na Nowolipkach (teren Getta Warszawskiego). Babcia była znaną wróżbitką, wróżyła ze snów swoich i innych ludzi. Była także zdolną legilimentką, nigdy nic nie zdołało sie przed nią ukryć, żadne kłamstwo. Dziadek był antykwariuszem, w jego małym sklepiku można było znaleźć artefakty nie tylko czarodziejskie, ale także mugolskie książki i srebrną biżuterię. Nigdy nie poznałam ani swoich rodziców ani rodzeństwa. Wszyscy byli charłakami, dlatego mnie zostawili. Jedyną magiczną. Rzadko się zdarza w czarodziejskich rodzinach o tak długiej historii, jak nasza, żeby było takie natężenie charłactwa. Plugastwa. To wszystko przez babcię Stefanię, która była mugolaczką, jestem tego pewna.
Biografia
Urodziłam się siódmego grudnia roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego czwartego, w piątek. Babcia zawsze twierdziła, że tamtego dnia spadł pierwszy śnieg tamtej zimy i utrzymał się aż do kwietnia. W ten sposób tłumaczyła moją upartość i niezłomność. Całe szkolnictwo podstawowe, gimnazjalne i ponadgimnazjalne miałam prywatnie, rownocześnie z nauką magii. Dziadkowie woleli, żebym nie uczęszczała do szkół publicznych, nie ważne czy to mugolskich czy czarodziejskich. Kiedy skończyłam siedemnaście lat, zadecydowali, bym pojechała za granice kontynuować naukę, nie chcieli, żebym pozostała w Europie. Moja babcia miała dar jasnowidzenia, powiedziała, że na tym kontynencie spotka mnie nieszczęście, nie sprecyzowała co prawda jakie. Nie potrzebuję przyjaciół. Jestem tu sama i jestem szczęśliwa. Wystarczy mi biblioteka.