|
| Molo | |
| | Autor | Wiadomość |
---|
Mistrz Gry
| Temat: Molo Sob Paź 11, 2014 6:19 pm | |
| Molo to właściwie za dużo powiedziane. Drewniana konstrukcja wygląda na mocno nadszarpniętą zębem czasu – mówi się, że powstała dużo, dużo wcześniej, niż samo Kolegium. Nikt jednak nigdy nie interesował się jej historią, nie wspominając o jakiejkolwiek próbie renowacji wiekowego molo. Wejścia na podest pilnują dwie drewniane figury, nie jest jednak pewnym kogo przedstawiają. | |
| | | Ariana Sawyer
Skąd : Beverly Hills, Kalifornia Rok nauki : VI
| Temat: Re: Molo Sro Paź 29, 2014 7:03 pm | |
| Śniłeś mi się przez ostatnich kilka nocy, lecz nie były to miłe sny. Siedziałam z naszymi wspólnymi znajomymi w pubie, który często razem ze sto lat temu odwiedzaliśmy. Bawiłam się świetnie, rozprawialiśmy na tematy dalekie od Ciebie. Bardzo przypadło mi to do gustu. Moje myśli skupiały się na tu i teraz, nie wybiegały w przeszłość, tą mniej lub bardziej daleką. Później, jak się z pewnością domyślasz, pojawiłeś się Ty i zaburzyłeś moją harmonię. Uśmiech zniknął mi z twarzy, pojawiło się rozczarowanie. Tobą. Łazisz za mną, śledzisz mnie, lubisz mnie za bardzo? Odejdź daleko, bądź gdzieś, gdzie nigdy moja noga nie postanie. Znajdź takie miejsce na ziemi i zaszyj się tam na kilkanaście dobrych lat. Oczywiście nawet w moim śnie tego uczynić nie chciałeś. Zamiast spełnić moje pragnienia Ty podszedłeś do nas wszystkich, usiadłeś przy nas i przywitałeś się ze wszystkimi, ze mną też, posłałeś mi nawet u r o c z y uśmiech przez który powinno mi się zebrać na wymioty, jako że taka jest moja główna reakcja na Twój widok w rzeczywistości, nic takiego jednak się nie stało. Przeżyłam tylko szok wewnętrzny i obudził mnie budzik. Miałam kontynuację tego snu (sic!). Po kilku głębszych zaczęliśmy rozmawiać na niezobowiązujące tematu, co już w samo sobie było dziwne, my nigdy nie rozmawialiśmy na niezobowiązujące tematy po alkoholu. Siedzieliśmy koło siebie, uśmiechaliśmy się, musnąłeś mimochodem dłonią moją dłoń. Udawałam, że tego w najmniejszym stopniu nie zarejestrowałam. Niemiło było spędzać z Tobą czas nawet we śnie, nawet jeśli to nieprawda, nawet jeśli sny się nie spełniają. Bardzo Cię proszę o nie przychodzenie do mnie w nocy. Dziękuję serdecznie. Pozwól, że teraz zajmę się siedzeniem na drewnianym podłożu i podziwianiem czarnego nieba. Sam na sam z myślami, które nie krążą wokół Ciebie. Wiesz, co jest pięknego w naturze? Jest pełna ciszy, zawsze możesz od niej ją dostać, nieważne jaka jest pora dnia. I pełno piękna wokół. Noc jest moją ulubioną porą dnia. Lubię patrzeć w gwiazdy, rozmyślając o tym, dokąd zmierzam, co zrobię ze swoim życiem w przeciągu najbliższych dni. Prawie nigdy następnie za dnia nie działam, ale może dlatego, iż jestem marzycielką, a nie osobą, która stawia sobie jasno określone cele. | |
| | | Rosie Walker
Skąd : San Francisco, Stany Zjednoczone Rok nauki : V
| Temat: Re: Molo Pon Lis 03, 2014 3:06 am | |
| Jesień to tak zabawna pora. Wszystko się kończy gwałtownie, gaśnie jak płomień świecy zdmuchnięty lekkim powiewem mroźnego już wiatru, umiera ciche i samotne, jednocześnie kurczowo, zachłannie trzymając się resztek tego uciekającego zewsząd życia, jakby miało to zapobiec nadejściu nieuniknionego. Jakby promienie chylącego się ku zachodowi słońca ostatnim tchnieniem rzeźbiły w skórze tajemny kod chroniący lato przed zapomnieniem na kilka długich, pogrążonych w bieli i chłodzie miesięcy. Jakby wychylające jeszcze gdzieniegdzie zza kępek trawy stokrotki były niemymi, dzielnymi rycerzami Czasu Wiecznego Słońca mogącymi w pojedynkę poradzić sobie z nadchodzącą nieubłaganie zimą. Rosie wystarczyły pierwsze wrześniowe mgły, by przyćmić jej cały urok lata. Właściwie – to niektórym wydawało się być czynem karygodnym – z niecierpliwością wyczekiwała tych pochmurnych, szarych dni; delikatnie siąpiącego deszczu – prawie niewyczuwalnego, a sprawiającego, że każdy spacer kończył się przemokniętymi do suchej nitki ubraniami. To wszystko miało w sobie więcej uroku niż przepełnione słońcem i parnym powietrzem wakacje, gdzie jedynym słusznym wyjściem z pogodowej opresji było spędzanie w domu każdego dnia w oczekiwaniu na chociaż odrobinę chłodniejsze noce – zwykle bez większego rezultatu, bo poprawy nie było czuć wcale. Rozgrzanemu za dnia powietrzu nie przeszkadzał brak słońca, wszak wszystko wokół – trawniki, samochody, budynki, nawet ogrodowe baseniki pełne wody – było nagrzane tak samo. Z jesienią nie było tego problemu. Tutaj dominował chłód, tutaj nie było miejsca na krótkie spódniczki i bluzki na ramiączkach ledwie zasłaniające dekolt, tutaj pierwsze skrzypce grała natura, nie człowiek. Dlatego też październikowe wieczory Rosemary wolała spędzać na przechadzkach po okołoszkolnych terenach, niż gnieździć się i dusić w ciężkich, zamkowych murach. Bo jakkolwiek miała tam swoje oazy spokoju, tak świeże, orzeźwiające powietrze zawsze działało bardziej ożywczo na umysł przez kilka długich godzin maltretowany niezbędną do życia wiedzą. Nauka była ważna, tego nie negowała – to ona była dla niej jedną z niewielu desek ratunku; jedynym stałym punktem, dzięki któremu cała ta równowaga wszechświata mogła zostać zachowana – jednak należało odpowiednio ją dawkować. Była lekiem i jak każdy lek należało stosować ją z umiarem. Stawiając krok za krokiem coraz bardziej oddalała się od ciemniejącej z każdą chwilą sylwetki Kolegium. Jeden, dwa, pięć, dziewięć, szesnaście, dwadzieścia osiem, pięćdziesiąt pięć. Trzysta? To już nie miało znaczenia. Ścieżka w pewnym momencie urwała się, wiodąc ku jezioru przez wysokie, pokryte rosą trawy. Rajstopy i rąbek granatowej sukienki już były przemoczone. I chociaż ciągnący od wody chłód dawał się wyraźnie we znaki, Rosie nie dawała po sobie znać, że mogłoby być jej zimno. Przecież przyszła tu z własnej woli. Wiedziała, co ją czeka. Nie miała tylko pojęcia, że drewniany pomost będzie zajęty. Krzyżując ręce na piersiach, stanęła bez ruchu na jego początku, starając się, by skrzypienie desek nie przerwało panującej wokół ciszy. | |
| | | Ariana Sawyer
Skąd : Beverly Hills, Kalifornia Rok nauki : VI
| Temat: Re: Molo Sro Lis 05, 2014 1:57 pm | |
| Otulam się szczelniej śliwkową narzutą, wychylając się lekko za pomost, by przejechać opuszkami palców po tafli lodowatego jeziora. Nie myśl, że przeszkadza mi chłód. Miałam Ciebie przez tak długi czas przy sobie, zdążyłam się przyzwyczaić do mrozu. Nie straszna mi żadna zima. Tyle razy zrobiłeś mi ją w środku lata, że opuszczając Twój pokój mogłam jedynie roztopić się przy ponad trzydziestostopniowym upale, który panował na zewnątrz. Mów, co chcesz, myśl, co chcesz. Jesień sprzyja depresji. Zabrzmi to niezbyt dobrze, lecz lubię widzieć to na zdjęciach, które robię w listopadowych plenerach. Kolorowe liście nie są zbyt oryginalne. Ile już zdjęć widziałeś, sesji, w tle kolorowej jesieni? No właśnie. Mnie nie zatrudniano ze względu na portfolio wypełniane modelkami w iście wczesnojesiennej scenerii lub równie pospolitych torach. Niemniej jednak jestem nieprzerwanie typem fotografa-amatora (albo może mam w sobie coś z Japończyka, zwiedzającego świat) i niemalże zawsze noszę przy sobie aparat, cykając zdjęcia przedmiotom, miejscom, które Ty uważasz za pospolite, niewarte uwagi. Przechodzisz codziennie koło nich i nie dostrzegasz, wtedy ja wyciągam Twoje drugie oko na rzeczywistość i fotografuję to, co zobaczysz dopiero wtedy, kiedy wywołam zdjęcia. Może nawet to pokochasz tak samo jak ja. W jesień pada dużo deszczu, a nie ma żadnych tęcz. Latem wszystko jest inne, pada deszcz i aż chce się wyjść na zewnątrz, poczuć ciepłe krople na skórze. Lubię te trzydziestoparo stopniowe upały. Ja, morze, deska – pełnia szczęścia. Wieczorem drink w dłoni, niezobowiązujące pogawędki z nowo poznanymi ludźmi. Dowiadujesz się, że ktoś zostanie Twoim nowym przyjacielem na całe dwa miesiące. Wbrew pozorom to lubię, poszerza horyzonty. Wierzę również, że nic nie dzieje się bez przyczyny, wszystko ma głębszy sens. Prócz tego czy wybierzesz rano herbatę malinową czy z dziką różą, to nigdy nie ma znaczenia. Do moich uszu dociera dźwięk skrzypiących, starych desek molo. Odwracam głowę, ot automatycznie, nie chcę wylądować na dnie jeziora. Widzę, że podchodzisz do mnie. Nie otwieram jednak ust. Milczę. Usiądź przy mnie i pomilczymy razem. Poopowiadamy smutne historie. W naszych głowach. Otulam się jeszcze szczelniej śliwkową narzutą. Machinalnie. Patrzę w Twoją stronę, gdy stanęłaś koło mnie. Widzę już kim jesteś. Nie przeszkadza mi to. Stój koło mnie lub usiądź. Możesz też wtopić się w moje otoczenie. Uważaj jednak na nie. To taka samotność pośród tłumu ludzi, do których uśmiechasz się, mówisz, że wszystko jest w porządku, jeśli pytają. Wiesz, że oni tego oczekują. Nie podobają im się Twoje pytania. Masz zbyt analityczny umysł. Obdarzasz tam też wszystkich swoim zaufaniem, niech oni sami decydują, co z nim zrobią. Ty ich tylko rozliczasz z grzechów. Obecnych. Przeszłość Cię nie interesuje chyba że dotknęła Ciebie w większym stopniu. I nigdy nie wybaczasz. Taki jest mój świat. Musisz w nim uważać na słowa. | |
| | | Rosie Walker
Skąd : San Francisco, Stany Zjednoczone Rok nauki : V
| Temat: Re: Molo Pią Lis 07, 2014 12:56 pm | |
| Słowa, słowa, słowa! Ile ich w ciągu tych siedemnastu lat wypowiedziałaś? Ile rozmów w swoim życiu przeprowadziłaś? Nie tych w głowie, ale tych namacalnych. Gdybyś chciała, mogłabyś je wszystkie zliczyć, to nie byłoby trudne. Jedna, dwie, maksymalnie pięć w ciągu dnia. Mnożone przez trzysta sześćdziesiąt pięć dni. Mnożone przez siedemnaście. I to nie zawsze. To tylko plus-minus. Na oko. Gdzieś pośrodku. Nigdy na pewno i zawsze być może. Bo tak jest wygodniej, bo tak jest bezpieczniej. Żadnych zobowiązań, wciąż utrzymywany dystans. Takie z ciebie płochliwe zwierzątko, wystarczy jedno głośniej wypowiedziane słowo, nieodpowiednia tonacja, gwałtowny gest, nieprzyjście o wyznaczonej porze, a więcej ty sama się już nie pojawisz, chowając się w półcieniach, tuż za kącikiem oka, gdzie wzrok nie sięga, bo sięgać nie chce. W takich miejscach nie ma niczego albo jest wszystko to, czego ze zwyczajnej obawy poznawać nie chcemy. To twój kamuflaż, to twój azyl, bezpieczna przystań bez wywlekania na światło dzienne wszystkich brudów, bez obnażania się przed pierwszymi lepszymi przygodnie poznanymi nie-znajomymi. Nie potrzeba ci słów, bo w twoim świecie milczenie znaczy więcej niż zlepek bardziej lub mniej przypadkowych dźwięków. Nie potrzeba ci słów, bo słowa kłamią – czasem mniej niż gesty, niż spojrzenia, niż uśmiechy, wciąż jednak mamią, oszukują, karmią nadzieją. A ta jest największym cholerstwem, jakie wylazło z puszki Pandory. Odmowa na to niewerbalne przyzwolenie na towarzystwo byłaby czymś co najmniej nie na miejscu, deski zaskrzypiały więc ponownie, kiedy Rosie zajęła miejsce nieopodal starszej koleżanki. Dystans zmniejszył się tylko pozornie. Chociaż miejsca między nimi jest teraz niewiele, chociaż wyciągając do siebie dłonie mogłyby złączyć się opuszkami palców, przestrzeń ta nie zostanie nigdy zapełniona. Były niczym dwa identyczne bieguny magnesu, przyciągając się, ciągle i ciągle się odpychały. Nieustanna zabawa w kotka i myszkę nie sprawiająca ani odrobiny przyjemności, ale i nie nużąca. Równowaga była zachowana. Namiastka perfekcji, która po nocach spędzała sen z powiek filozofów. Żadnej walki o dominację, żadnego wyścigu szczurów o pierwsze i jedyne miejsce na podium – tu wszystko było jasne, nie potrzeba było specjalnie dopowiadać, kto na jakiej pozycji znajduje się od zarania dziejów. Już na pierwszy rzut oka było widać idealną dysproporcję. Ja tu, ty tam. Czerń i biel. Słońce i księżyc. Ogień i woda. Lato i zima. Jedynie bagaż doświadczeń wydała się dziwnie nierozbieżny. Jasne palce, niczym węże-albinosy, przesunęły się po ciemnych, wilgotnych deskach bliżej znajomej-nieznajomej. Jak ci na imię, poczwarko? Dlaczego siedzisz tu samotnie? Tylko duże dziewczynki topią smutki w odmętach jezior. Jesteś na to gotowa? | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Molo | |
| |
| | | | Molo | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |