Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Leila Curtis

Go down 
AutorWiadomość
Leila Curtis
Klub Żywiołaków
Leila Curtis


Skąd : Los Angeles, Kalifornia
Rok nauki : V

Leila Curtis Empty
PisanieTemat: Leila Curtis   Leila Curtis EmptyPią Paź 31, 2014 1:17 am

Leila Curtis
V KLASA | WYDZIAŁ MEDYCZNY, KURS ZIELARSKI
Mugolska | LOS ANGELES, KALIFORNIA | UBOGI

Charakter

Nic nie smakuje jak cukierki ślazowe wyciągane z kieszeni niedopasowanej marynarki ojca.
Wiele rzeczy nie smakuje tak jak wtedy gdy do domu wracała Matka. Swoją osobą oświetlała całe pomieszczenie. Od razu czułam się inaczej. Czułam się bezpieczniej. Swobodniej. Przyjemniej. Byłam niczym ćma na oślep lecąca ku źródle blasku, umierająca w jego gorącu.
Boję się ciem, przeraża mnie ich prawdziwość.
Wygrzewałam się w jej cieple, zmarznięte dziecko urodzone w środku lata, na gorącym zachodnim wybrzeżu.
Za Matką szedł ojciec w niedopasowanej marynarce, sięgał do kieszeni i wyciągał cukierki ślazowe, one już nie smakują tak samo. Nic nie smakuje tak samo.
Byłam.
Nie. Nie byłam. Jestem.
Mieszkam w sercu wszechświata. Słońce nieustannie pali moją skórę - a wciąż odmarzają mi palce. Ciągle mi zimno.
Spaceruję. Po mieście. Znam je od tylu lat, a wciąż wydaje mi się obce. Nowe. Ciekawe. Zgubne.  Byłam wszędzie i nigdzie zarazem.  W tylu różnych zakamarkach. Na targach staroci i w tych nowoczesnych sklepach. Supermarketach. Przed oczyma widzę obrazy tak wielu słodkości. Fikuśnych lizaków. Wymyślnych czekoladek. Zawijanych żelków. Jabłek w karmelu. Chmur uwięzionych na patyku. Kwaskowatych proszków wysypywanych na język. Kolory. Kolory. Kolory. Kolory. Najróżniejsze ich odcienie. Całe tęczowe kramy. Bajki wychodzące poza ramy książek. Jednak nic nigdy nie smakowało tak jak cukierki ślazowe z kieszeni ojca. Schowane w metalowym, poobijanym pudełeczku.
Gdy siedzimy obok siebie pytam - ojcze, czy masz jeszcze te słodycze? Kręci głową i odwraca wzrok. Jego oczy są takie puste.
Czy gdybyśmy minęli się teraz na ulicy poznałbyś? Zatrzymał? Uścisnął? Trzymał w ramionach, chociaż przez chwilę - chcę poczuć ciepło.
Matka zawsze siada po drugiej stronie i łapie mnie za rękę, uciekając przed spojrzeniem ojca. Nie rozumiem dlaczego.
Zawsze jest ze mną. Wszędzie jest ze mną. Jej oczy to moje oczy, moje uszy należą do niej. Czasem słyszę bicie dwóch serc dochodzące z mojej piersi.
Czasem żadnego.
W środku nocy budzę się zlana potem, krzyczę choć z moich ust nie wydobywa się żaden dźwięk.
Popatrz na mnie.
Człowiek wędrujący.
Cały świat w mojej zmęczonej głowie.
Nie mam wiele. Nie potrzebuje wiele. Trochę monet w kieszeni i dziwnych papierowych banknotów o szorstkiej fakturze. Tak łatwo je zdobyć. W każdej chwili mogłabym wystawić kapelusz, wykonać kilka figur śmiesznymi kulkami zawieszonymi na łańcuchu, a w zamian ludzie wsypią do środka to co im zbędne. To miły gest z ich strony. Oddawanie sobie tego, co niepotrzebne. Ciążące. Innym może okazać się pomocne. Wiem o tym dobrze. Miedziaki z kieszeni zamienić można na kawę czy kanapkę. Kanapkę na bezzębny uśmiech bezdomnego z drugiego końca ulicy. Bo nigdy nie potrafią odpowiedzieć na moje pytania.
Chociaż lubią ich słuchać. Jako jedyni.
Mam w głowie tak wiele pytań. Torba pusta - głowa przepełniona. Mam w głowie tak wiele słów. Nie lubię ich wypowiadać, dawać im krótkiego życia w świecie zewnętrznym bo widzę ludzkie twarze. Widzę jak przewracają oczyma. Jak ich mięśnie się napinają a wzrok ucieka. Widzę jak przygryzają i oblizują wargi. Chcą uciec. Czemu?
Znowu nie wiem.
Przecież nie kłamię. Nie mówię nie prawdy. Nie stwarzam fałszywych wizerunków. Nie naumyślnie. Kiedy nie jestem pewna, milczę. Milczę przez większość czasu bo wiem tak mało, kryją się przede mną wszystkie odpowiedzi. Rozumiem. Nie jestem dość duża by zrozumieć. Wciąż jestem dzieckiem. Patrzę na świat i widzę czystość - dlaczego próbujesz zabrudzić moje oczy? Musze uciekać od wszystkich krzywdzących słów, ich ostrych końców, szpilek które ranią. To boli kiedy podnosisz głos, nie rób tak więcej, nie widzisz? Twoja prawda nie jest moją. Twój świat to nie mój. Nie naruszam Twojej wolności czemu więc dotykasz moją? Dlaczego próbujesz mi zabierać samą siebie?
Walczę o siebie. Z całych sił. Ja to jedyne co mam. Tak naprawdę.
Często chowam się pod wodą. Tam nie ma miejsca na fałsz. Tam nikt nie próbuje mnie zmieniać.
A wciąż próbujesz mnie zabrać. Jak ojciec, ubierający mnie we wszystkie drapiące swetry, prowadzący za rękę do fryzjera, każący stać w kącie i krzyczący, że nie jestem jak inne dzieci. Przecież jestem. Popatrz ojcze - jestem taka sama. Nie różnię się niczym.
Na każdym kroku wytykają mnie palcami i mówią, że różnię wszystkim.
A ja pytam ich - dlaczego tego nie widzicie?
Smaków. Zapachów. Piękna. Miłości.
Momentów. Oddechów. Uderzeń serca.
Wiatru. Słońca. Chmur. Deszczu.
Kwiatów. Zwierząt. Trawy. Zieleni. Życia.
Uderzeń serca. Oddechów. Momentów.
Śmiechu. Pocałunków. Naszych sukcesów. Naszych porażek.
Łez. Zimna. Samotności. Beznadziei. Złamanych obietnic.
Nadziei. Wschodu słońca. Nowego dnia. Niebieskiego nieba. Zielonej trawy.
Lazurowej wody. Czystej wody. Miękkiej wody. Zimnej wody. Wody. Wody.
Stoję pośród was a wy mnie nie widzicie - nie widzicie tego co wzajemne. Wystarczy otworzyć oczy.
Popatrz w moje. A zobaczysz siebie.
Twoje piękno.
Twój strach.
Twoje obawy.
Twoje nadzieje.
To czego się boisz.
To przed czym uciekasz.
To na co czekasz.
Czemu czujesz się niekomfortowo?
Chodź ze mną - złapiemy się za ręce i szaleńczym pędem pobiegniemy przed siebie. Znajdziemy budkę w której sprzedają kolorowe lody. Kiedy ładnie poproszę pan posypie je świecącą, słodką posypką, będą wyglądać jak tęcza. Tęcza zamknięta w ramach wafelka. Pobiegnijmy dalej, do parku, połóżmy się na trawie i spójrzmy w niebo. Widzisz chmury? Są chmurami a często próbujemy nadać im inne kształty. Dajmy być im sobą.
Chmura ma w końcu kształt chmury, nie dziecka, kwiatka czy lizaka.
Potem pobiegniemy na plażę i trzymając się za ręce wskoczymy do wody. Będziemy się pluskać, nurkować, pływać i chować dopóki nie zajdzie słońce, dopóty wszyscy ludzie nie pójdą do domów. My nie musimy, możemy zostać w wodzie tak długo jak będziemy chcieć. Matka zawsze powiedziała, że mogłabym nie wychodzić z oceanu. Spędźmy razem piękną noc na plaży - a może właśnie w domu.
Bo czym jest dom?
Gdzie jest dom?
Gdzie jest mój Dom?
Szukam już tyle lat i wciąż nie mogę go znaleźć.
Cukierki ślazowe nie smakują już tak samo.
Nic nie smakuje jak cukierki ślazowe wyciągane z kieszeni niedopasowanej marynarki ojca.

Aparycja

Opowiem Ci historię o Małej Syrence.
Możesz ją spotkać niemal wszędzie i zobaczyć niemal w każdym. Wcale nie różni się od Ciebie, Twojej ciotki, matki, siostry, brata, ojca. Wasze oczy różnić się mogą jedynie barwą, czasem kształtem, ale to wciąż te same oczy - choć ona często trzyma je zamknięte.
Skryję się za nią, ukryję, Mała Syrenka - moje małe alter ego.
Wiecznie mi zimno.
Czasem wyobrażam sobie siebie stojącą na środku ruchliwej ulicy w tej wielkiej metropolii. A może rzeczywiście tam stoję? Daję się ponieść obrazom w mojej głowie? Śnię? Napierają na nią dźwięki, napierają obrazy, tysiące takich jak ja (dlaczego więc wydają się tak różni, tak inni?) przechodzą, przepychają się łokciami, łańcuchy świetlne pośpiechu. Zaciskam powieki, zasłaniam uszy dłońmi, próba izolacji, ucieczki przed tym co straszne, co nienaturalne.
Mała Syrenko, nie rozumiesz - świat nie jest miejscem bajkowym.
Gdy przyjdzie ochota będę chodzić po ulicach w piżamie - bo czym ona różni się od zwykłego ubioru? Podaj mi definicję spodni, czy muszą być uszyte z określonego materiału? Albo mieć odgórnie dany wzór? Kto ustala podobne reguły? Nieustannie zadaje to pytanie, pewnie spytałam nawet Ciebie, nigdy nie dostaję odpowiedzi. Zwala się na ład społeczny, na zasady, na moralność - jakby moralność obchodziło co na siebie wciągasz. Gdy przyjdzie mi ochota pomaluje twarz na biało, wyciągnę kolorowe piłeczki i zacznę żonglować. Plecak wydaje się nie mieć dna, znajdą się też diabelskie kije. I zapałki. To jeszcze zostało mi z nauk Matki, chociaż od ognia wolę wodę. Woda daje życie. Ogień tylko niszczy.
W torbie mam zawsze pełno butelek z wodą.
Trochę ziół i gruby zeszyt.
Nożyk i papierowe torebki.
Nawet ręcznik. Suchy strój na przebranie.
Mała Syrenka, kukiełka na sznurkach, siatka na wietrze.
Dziewczynka z perłą, żonglerka świata, nieruchomy obserwator.
Możesz spotkać mnie niemal wszędzie i zobaczyć w każdym. Popatrz, dzisiaj siedzę przed Tobą. Co widzisz? Własne odbicie, w moich niebieskich oczach. Patrzę uważnie, jesteś centrum mojego wszechświata - czujesz dreszcze na skórze? Włosy mam jasne, jak Matki. Mogłabym je przyciąć, odwiedzić dawno niewidzianego fryzjera. Tego do którego prowadził mnie ojciec jeszcze za czasów dzieciństwa. Strasznego, przerażającego, z sumiastymi wąsami i wielkim brzuchem. Śmiał się rubasznie, śmiał za głośno. Uszy nie lubią głośnych dźwięków. Brał w ręce nożyce i ciął. Ciach. Ciach. Ciach. Kolejne części Małej Syrenki spadają na ziemię. Ciach. Ciach. Ciach! Widzę w nich cząstki siebie, padam na kolana, przyciskam do piersi. Czemu zabierasz mi mnie?! - pytam ze łzami w oczach. Wtedy pojawia się ojciec, podnosi ją z kolan i krzyczy. Znowu robisz wstyd, dlaczego? Dlaczego nie możesz być taka jak inne dzieci?!
Ale przecież jestem taka jak inne dzieci.
Miałam siedem lat, nie rozumiałam.
Nie różnię się niczym. Mam oczy, usta, nos, dwie ręce, dwie nogi? Co mnie deklasuje? Ubiór? Jak każda dziewczynka, noszę sukienki, spodnie i koszule, co z tego, że czasem od piżamy? Co w moim wyglądzie sprawiło, że odwracaliście wzrok kiedy byliście mniejsi, ale już na tyle duzi by wiedzieć jak ranić się wzajemnie?
Mała Syrenka nigdy nie znajduje odpowiedzi na swoje pytania. Tylko nowe, kolejne i kolejne, spirala bez odpowiedzi.
Widzisz? Nie widzisz. Już mnie nie ma. Ostatni uśmiech, ostatnie spojrzenie i biegnę. W świat. Przed siebie. Do innych, takich jak ja - choć wciąż nie mogę ich znaleźć. Na głowie kapelusz, na ramieniu przewieszony plecak, cały dobytek życia w kilku sentymentalnych gratach.
A na sali balowej w najpiękniejszym hotelu w mieście wciąż trwa bal, ludzie tańczą i tańczą, mała dziewczynka ukrywa się pomiędzy nimi obserwując swoją Matkę i ojca, piękne kobiety i mężczyzn, próbuje być taka jak ona… tyle, że wciąż jest za mała.
Nigdy nie będzie dość duża.
Nigdy nie będę dość duża.

Więzy rodzinne

Co piątek Matka występuje na scenie LA Opera. Ubrana w piękne suknie wsiada do eleganckiego auta razem z ojciem, to on zawiezie ją na Grand Avenue, a potem zasiądzie w loży honorowej by oklaskiwać występ swojej ukochanej. Z niecierpliwością czekam na ten dzień kiedy będę na tyle duża - nigdy nie definiują słowa duża - bym mogła pojechać razem z nimi. Przyklejam nos do zimnego szkła, świat za szybą jest taki wielki, patrzę jak odjeżdżają.
Co piątek moja Matka występuje na scenie w LA  Opera.
Kiedy mówię o tym głośno - a mówię o tym rzadko - widzę zmieszanie w oczach ogłuszonych krzykami.
Matka zawsze nosi piękne suknie, długie suknie, czuję się przy niej jakby zatrzymano czas. Obejmuje mnie swoimi kościstymi ramionami, pachnie tak odurzająco, mieszanka zapachów mówiąca mi gdzie była, co widziała. Ciężkie perfumy na bazie piżma, zawsze wierzę, że to piękny krzew. Równie piękny jak ona, pełen kolców, niedostępny - rosnący gdzieś na najwyższych górskich szczytach. Gdziekolwiek jestem szukam krzaku piżmowca. A ludzie znowu się dziwią i po raz kolejny widzę zmieszanie w ich oczach.
Czuję też zapach papierosów, gryzie moje nozdrza, oczy mi łzawią. Nie lubię go chociaż wiem, że jest nieodzowną częścią Matki tak jak jej miękkie, jasne włosy ścięte wedle najnowszej mody i te zimne, nieludzkie oczy, nie lubię go ale czuję wszędzie, nawet na języku. Nie wypuszczam jej jednak z rąk, choć uścisk trwa krótko - zbyt krótko, znowu czuję zimno.
Wciąż mi zimno.
Matka zawsze śpiewała - a śpiewa pięknie. Nawet kiedy jej oczy były przekrwione, w oddechu czuć było woń alkoholu, jej głos zawsze był anielski. Jest anielski. Czasem słyszę go w swojej głowie.
Co piątek mój ojciec otwiera drzwi eleganckiego samochodu, wiezie Ją na Grand Avenue, po czym zasiada w jednej z honorowych lóż i oklaskuje ukochaną.
Ojciec nosi niedopasowaną marynarkę. Zawsze kiedy zamykam oczy widzę za długie rękawy. Ukrywa w niej cukierki ślazowe, czuję ich słodki smak. Jest cichy i czasem zgarbiony, widzę jak wodzi za Matką wzrokiem, widzę w nich miłość. Ojciec kocha tylko Matkę, kocha ją tak bardzo, że już dla mnie nie starczy, istnieje tylko ona. Patrzę na tę miłość i czuję się szczęśliwa, czuję się bezpiecznie. Wiem, że światy mogą się walić a ojciec wciąż będzie ją kochać, wiem, że słońce może nie wzejść na nieboskłon - on wciąż będzie ją kochał. Nie musi kochać mnie, wystarczy mi wygrzewanie się w blasku ich uczucia, starczą mi słodkie cukierki, wystarczy kiedy ściska moją dłoń gdy przechodzimy na drugą stronę ulicy.
Ojciec już się nie odzywa. Nie ma swojej niedopasowanej marynarki. Siedzi całymi dniami w fotelu, patrzy w ekran telewizora. Czasem mówię do niego, pytam o cukierki. Nie odpowiada.
Wciąż mi zimno.
Z niecierpliwością czekam na dzień w którym będę wystarczająco duża by mogli zabrać mnie ze sobą. Nigdy nie określili co to dokładnie znaczy - nie wiem czy chodzi o kryterium wieku czy tego jaka jestem w środku. Chyba bardziej tego jaka jestem w środku, oni widzą więcej. Moi rodzice, ich nie da się okłamać.
Czekam więc. Czekam aż Matka wróci i razem, we trójkę, pojedziemy do Opery.
Mówią, że Jej już nie ma. Krzyczą do mnie - krzyczeli kiedy miałam trzynaście lat i Matka skoczyła. Pamiętam, leżałam w łóżku i przed oczami widziałam jej ostatni lot, piękną suknię falującą na wietrze, jej modną fryzurę i zimne, nieludzkie oczy. Rozpostarte ramiona - tak samo jak wtedy gdy biegłam ku niej mając lat pięć, biegłam z nadzieją na poczucie ciepła jej ciała. Bicia jej serca.
Jej serce przestało bić.
Alkohol zniszczył jej karierę. Jej kariera zniszczyła rodzinę. Jej skok zniszczył ojca.
Jest słabym człowiekiem, mówią, nieudacznikiem. Bez niej jest niczym. Przegrał wszystkie pieniądze - a kogo one obchodzą? Zniszczył nas. Rodzinę. Doprowadził Matkę do załamania. Zrujnkwał jej karierę. Wpadł w nałogi. Czasem patrzy na mnie, widzę w jego oczach dawny blask. Myślę - tak, teraz wyciągnie cukierki. Ale on uśmiecha się tylko uśmiechem wisielca i mówi - zostałaś mi tylko ty. Nie lubię tych momentów. Uciekam przed nimi. Nie chcę by mnie dotykał, trzęsę się wtedy z zimna.
Wciąż mi zimno.
Tyle, że to wszystko nie jest prawdą. To wszystko fałsz. Moja Matka są ze mną. Zawsze. Gdzieś obok, czuję to. Widzę kącikiem oka. Jeszcze może być jak kiedyś.
Co piątek Matka występuje na scenie w LA Opera. Ubrana w piękne suknie wsiada do eleganckiego auta razem z ojcem, to on zawiezie ją na Grand Avenue, a potem zasiądzie w loży honorowej by oklaskiwać występ swojej ukochanej.

Biografia

Gdzie jest mój Dom?
Zawsze pytałam o to ojca gdy jego wielka, szorstka dłoń zaciskała się na moim nadgarstku. Zawsze mówił do mnie, chodź - wracamy do domu.
Ale to przecież nie był mój Dom.
Wielki budynek, ogromne okna - a tak ciemno w środku. I zimno, nawet w środku lata. Tutaj nie ma lata, tutaj wieczny śnieg i zmarzlina. Czasami mam wrażenie, na zewnątrz świeci słońce. Trawa zaczyna się zielenić. Niebo jest niebieskie. Słychać śmiech. Widać cień bawiących się dzieci. Wołali - chodź do nas! Leilo, dlaczego siedzisz uwięziona w czterech ścianach?
Wyciągałam ku nim ręce.
Gdy wreszcie udawało mi się uciec, wszystko znikało.
Cień zrujnowanego domu pada na mnie, zasłaniając wszystkie promienie.
Nawet dzisiaj pytasz mnie gdzie jest mój dom a ja tylko wzruszam ramionami. Nie wiem. Wciąż go szukam. Idę przed siebie. Czasem w rzeczywistości - czasem tylko w swojej głowie. Kiedy wreszcie się zatrzymuję, przed oczyma tyle pięknych miejsc, zatrzymuje się i myślę. To tutaj. To jest TO miejsce. To mój Dom.
Potem okazuje się fałszywym wizerunkiem. Mami mnie swoim pięknem. Obiecuje wygody. Obiecuje ciepło.
Zawsze jest mi tak bardzo zimno.
Nigdy nie wracam, bo nie mam gdzie wracać. Wszystko jest nieustającym elementem podróży. Ciągłym poszukiwaniem. Jestem dziewczynką która w wielkim świecie puściła dłoń Matki. Rozdzielili nas ludzie, fale świetlne pośpiechu - widzę ją wciąż lecz nie mogę jej dotknąć.
Dobrze wiem, że tam gdzie ciepło jej ramion - tam właśnie jest mój Dom.
Zamykam oczy. Zmorzył mnie sen.
I widzę tyle twarzy. Które były przy mnie kiedyś. Które wciąż są ze mną. Które pojawią się w przyszłości. Bliższej. Dalszej. Tysiące twarzy, a może to tylko jedna? Czasem mam wrażenie, że każdy jest moim bratem, niskimi dźwiękami instrumentów smyczkowych. Zawsze marzyłam i
o posiadaniu brata. Starszego. Grałby na skrzypcach, tak go sobie wyobrażałam. Byłby dla mnie wsparciem, oparciem, całym światem. Czasem, że każdy to Matka, ciepłe ramiona i perfumy na bazie piżma, tego pięknego krzewu. Czasami, że słodkim przyjacielem z dzieciństwa, ciepło jego dłoni gdy inni nosili czerń. Czasem piastunką z pierwszych lat szkoły, kasztanowe włosy w których chowałam się przed światem. Świat próbuje być groźnym miejscem, wciąż przywdziewa maskę strachu. Osiłków którzy chcą zadać mi ból a ich wysiłki są tak śmiesznie marne - śmieje się w głos a oni próbują dalej. I dalej. I dalej. Kolejne uderzenia.
Czuję w ustach metaliczny smak krwi a przecież - a przecież to nic. To nieważne. To nieistotne.
Wyciągnę z plecaka ten magiczny kijek, ten którego nie wolno mi podpalić. Słowo, wygięcie nadgarstka. Jestem jak nowa.
Nie zabieraj mi siebie, to jedyne co mam.
Wszystko inne nie jest moje.
Ten zimny dom.
Te monety w kieszeni.
Ta poprzecierana kurtka w plecaku.
To wszystko jedyne przypadkowe zdarzenia, elementy, to nie jest moje - to nie jestem ja. To nie są fragmenty mojego Domu, to nie są pamiątki po Matce.
Wciąż jestem dziewczynką. Małą dziewczynką która stoi przy oknie. Opiera głowę o lodowatą szybę. Pokrytą szronem. Zimne kwiaty.
A przecież na zewnątrz mamy tysiąc stopni.
Widzę Matkę w pięknej sukni. Dziś piątek. Widzę ojca, jak biegnie by otworzyć jej drzwi. Eleganckim autem pojadą na Grand Avenue. Matka wystąpi na scenie LA Opera. Ojciec zasiądzie w loży honorowej by oklaskiwać ukochaną.
Wciąż nie wiem kiedy nadejdzie ten dzień i będę na tyle duża by pojechać z nimi. Przestanie być mi zimno.
Powrót do góry Go down
 
Leila Curtis
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Archiwum :: Kartoteka-
Skocz do: